Wanda Chotomska ur. w 1929 r. w Warszawie najpopularniejsza pisarka książek dla dzieci, poetka i wspaniała dziennikarka. Wieść o jej śmierci w zeszłym roku bardzo mnie zasmuciła. Wróciły wspomnienia dzieciństwa, jej kolorowe książeczki czytane przez rodziców wieczorami i spotkanie autorskie w lokalnym teatrze. Pamiętam, że uśmiech nie schodził jej z twarzy i z cierpliwością odpowiadała na każde dziecięce pytanie również i moje... pamiętam, że było ich sporo.
Wtedy właśnie poczułam, że chciałabym być jak ona. Robić to, co się kocha, ale nie zmienić tego w taki sposób, by było udręką.
Pasje nie powinny być naszą pracą, ale jeśli potrafimy to pogodzić to, czemu nie?
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 1985 r.
Niedawno moja mama znalazła moją ulubioną książeczkę, schowaną bezpiecznie w foliowym woreczku, aby nie dostała się do niej wilgoć i brzydkie zapachy.
Nie pamiętam już, w której byłam wówczas klasie, czy to była jeszcze podstawówka czy już gimnazjum. Mama przed spotkaniem autorskim z Panią Wandą dała mi książeczkę"Dzieci Pana Astronoma" aby jeśli będzie to możliwe poprosić o autograf. Po kilkugodzinnym spotkaniu, gdzie zasypałam autorkę ogromem pytań na temat pisarstwa i jej dalszych planów, przyszedł czas, aby poprosić o autograf. Ręce drżały, w palcach trzymałam kurczowo książeczkę. Wycierałam dłonie o spódnicę, aby nie popsuć okładki. Jej wesołe oczy rozbroiły mnie natychmiast i poczułam ulgę. (Dzieci to dzieci, albo się denerwują i wstydzą, albo są do przesady odważne. Ja należałam do wstydliwych.) Byłam wniebowzięta gdy Pani Wanda z uśmiechem tak bardzo szczerym i radosnym myślała co wpisać na pierwszej stronie książeczki. W jej piórniczku dostrzegłam mnóstwo kolorowych długopisów i mazaków. Wybrała jeden spośród nich i z błyskiem zadowolenia w oku podpisała się złotym długopisem:
Czytaliście książeczkę "Dzieci Pana Astronoma"? Piękne ilustracje wykonane przez Janusza Stanny urzekły mnie od samego początku. Uwielbiam jego dzieła.
Szczerze mówiąc wolę te stare obrazki dla dzieci niż współczesne "nowoczesne" gdzie kreska jest robiona na szybko, za dużo kolorów męczących wzrok, odciągających od tekstu. Tutaj widać wkład, jaki pan Janusz włożył, radość przelał na papier, a ta czaruje oczy dziecka.
A może macie w swoim zbiorze inne bajki ulubionej autorki książeczek dla dzieci? A może wolicie innych autorów?
Weekend minął, burze przeszły, chociaż jak dla mnie było skąpo w opady deszczu. Nowy dzień i słoneczko za oknem. Nie narzekam, słyszałam od kogoś powiedzenie: Jakie lato taka zima. A ja bardzo kocham zimę i możliwość jazdy na łyżwach ;)
Niedziela była wielką niespodzianką, po deszczowej sobocie, nie miałam zamiaru siedzieć w domu. Też tak macie? Pewnie tak, szkoda weekendu na siedzenie na tyłku.
Jak to z zwyczaju mam z mężem, na ostatni moment pakujemy się na wyjazd w góry. Standardowo obieramy cel w trakcie pakowania swoich plecaków. Tym razem padł na tapetę Wielki Krywań najwyższy szczyt pasma górskiego Małej Fatry na Słowacji w Centralnych Karpatach Zachodnich. Szczyt ma wysokość 1709 m n.p.m. Jest nieco niższy niż Babia Góra, ale...
Oh, ale dał nam w kość.
Mapka turystyczna, bez której nie możemy się obejść.
Z doświadczenia wiem, że szlaki są często źle oznakowane, a nawet zdarza się brak oznaczenia (często przez wycinkę drzew). Mapka to dobry sposób, by odnaleźć się w terenie. Polecam dla mniej doświadczonych, ale i dla doświadczonych w celu odciążenia umysłu ;)
14,1 km, taką długość naszego szlaku pokazywała mapka, czas marszu 7h. W teorii spoko, w praktyce zawsze wychodzi dłużej.
Masyw Wielkiego Krywania znajduje się w głównej grani Małej Fatry Krywańskiej, pomiędzy szczytem Pekelnik 1609 m n.p.m. i przełęczą Snilovske sedlo 1524 m n.p.m. Podejścia są strome i skaliste, do Sedlo za Kraciarskym 1214 m n.p.m. od Starej doliny idziemy ciągle w lesie.
Na samym początku trasy trafiliśmy na błotniste i śliskie podejście, jeden nieostrożny ruch a człowiek wywróci się na tyłek i zjedzie na sam dół. Dla kogoś, kto kocha grę Tomb Raider i przygody sławnej pani archeolog Lary Croft to czysta frajda. Dla mnie raj... raj dla dorosłych. Wspinaczka, skoki, wysokość i przepaście. Lęk wysokości (maleńki) wyparty ciekawością. Czułam się jak Lara, nawet mój strój był do złudzenia podobny i obowiązkowy warkocz na plecach.
No dobra, maniacy wspinaczek wybiorą szlaki, ale co z innymi?
Dla pocieszenia, jeśli nie jesteście fanami pieszych wędrówek i mozolnego pokonywania skalistych i ciężkich podejść, po których pieką uda ;) mam dla Was niespodziankę. Na samym dole znajduje się wyciąg przy Vratna chata z tego miejsca można wjechać uroczą kolejką na pułap 1495 m n.p.m. Vytah hor. Stanica z tego miejsca od szczytu na Wielki Krywań dzieli Was 1,2 km i ok 40 min. piechotą.
Na wyciągu ludzi jest sporo. Z mężem byliśmy sami na szlaku prowadzącym na szczyt i schodząc również sami. Trasa jest wymagająca, dlatego większość wybiera kolejkę. To nic złego, ma to być przyjemność dla wszystkich.
Ja po prostu kocham wspinaczki. A Wy?
Na tego Pana przyjdzie pora w przyszłym roku. Wielki Rozsutec, mnóstwo skałek, ostrych podejść, łańcuchów. W kieszeni potrzeba dużo rozwagi, umiejętności i asekuracji.
Widoki przepiękne, wyciskające z oczu łzy szczęścia. Dzikie sarny przecinające drogę piechurom (oj... ale się wystraszyłam, myślałam, że to większy zwierz...) Według mnie najpiękniejsza góra, jaką dotąd zdobyłam, trasa rewelacyjna, wymagająca. Odznaczenia dokładne. Ludzie chodzą uśmiechnięci. Widoki ze szczytu... bajka.
Co robić, gdy na dworze upały, a Ty
masz przymusowy urlop i nie wybierasz się w tym roku na wakacje z
powodu zmiany pracy?
Kocham spontaniczne wycieczki, za ich
niedopracowanie przed odpaleniem silnika samochodu, za wszelkie małe
wpadki po drodze do naszego celu. Za spięcia między mną a mężem
;) A w szczególności kocham je za beztroskę, za odkrywanie naszej
Polski, za to, że nagle oczy rozszerzają się szeroko i pochłaniają
coś, o czym nie myślałam przed kilkoma godzinami.
Planowanie wycieczek jest przydatne,
gdy wyruszasz w daleką podróż, ale co jeśli wyruszasz na spływ
kajakowy i w ciągu pięciu minut pakujesz się do samochodu?
Pogoda sprawdzona ma być (jak przez
ostatni miesiąc) upalnie i słonecznie, ale nazajutrz przyjdą
burze. Następuje zgodność małżonków w kwestii wycieczki i
wyjazd gwarantowany.
W kilka chwil spakowane plecaki, woda,
prowiant, buty do wody, strój kąpielowy i olejek na słońce. Trasa
obrana i firma obsługująca również.
Godzina drogi na miejsce parkingowe,
dostajemy opaski na nadgarstki z numerem telefonu i wywożą nas na
początek 14 km trasy „Opolską Amazonką” Małą Panew w
województwie opolskim w miejscowości Kolonowskie. Niestety dłuższa
jest zamknięta z powodu niskiego stanu wody.
Trasa: STANISZCZE WIELKIE (FOSOWSKIE)
– OZIMEK
Spływ trwa około 3-5h w zależności
czy chcemy płynąc jak mistrzowie kajakarstwa, czy na luzie, by
podziwiać naturę i łapać słonko na skórę. Trasa nie jest
wymagająca, są dwa miejsca, gdzie nurt rzeki przyspiesza (wraz z
naszą adrenaliną) i jedna przenoska kajaka.
Firm organizujących trasy na Małej
Panwi jest sporo.
Co warto zabrać na spływ:
Buty
do wody, mogą być klapki, sandały lub tenisówki.
Okulary
przeciwsłoneczne.
Strój
kąpielowy, krótkie spodenki, (w upalne dni - czapkę lub kapelusz)
W
chłodniejsze dni dres lub polar. Kurtka przeciwdeszczowa
Wodoodporne
opakowania na telefon, aparat i dokumenty. W kajaku jest mały
schowek, można w nim schować telefon.
Krem
do opalania, środek na komary.
Wodę
do picia i suchy prowiant.
Nie
zabieramy ze sobą portfela, kluczy do domu, chyba że macie na to
specjalne pojemniczki np. pływające i wodoodporne, a kluczyki od
samochodu można przywiązać w wodoodpornym etui do sznurówek
spodni ;)
Ciuszki
na zmianę ;)
Oczywiście
uśmiech.
Na trasie są
postawione przenośne toalety, a na mecie za opłatą można
skorzystać z natrysków.
Poniżej krótki filmik ze spływu:
W całej Polsce
jest mnóstwo pięknych rzek, które można przepłynąć kajakiem.
Dla tych, którzy mają wolne w tygodniu, polecam wycieczkę,
omijając dni weekendowe z powodu dużego tłoku na rzece ;)
Pomysł
wycieczki powstał dzięki inspiracji do stworzenia zwiastuna
filmowego drugiej części powieści „Płatków śniegu”.
Po górach chodzę od dziecka. Zaraził
mnie tym dziadek, który na swoim koncie ma prawie wszystkie szczyty Polski a z pewnością
te najwyższe. Ostatnimi czasy na nowo zaraziłam się tą formą wypoczynku. W tym
roku zamiast wyjazdu za granicę, postawiliśmy z mężem na aktywny wypoczynek,
czyli wycieczki w góry.
W sobotę mieliśmy wybrany cel na
Słowacji, spakowana waluta i jedzonko na długą wyprawę, ale w granicach
rozsądku, ponieważ trzeba wrócić do domu samochodem, a nocleg w hotelach odpada.
Tnąc koszty jak najbardziej, jeździmy samochodem, a nocą wracamy do domu.
Sobota była upalna, w domu doskwierał okropny skwar, a duchota sama wyganiała
człowieka z betonowego centrum miasta.
Naszym celem było pasmo górskie Małej Fatry w Karpatach Zachodnich na
Słowacji, a ściślej pętla, jaką wyznaczyliśmy, obejmowała szczyty: Stoh, góra Chleb oraz Snilovske Sedlo.
Niestety wyprawa padła w przedbiegach, gdyż po ostatnich prowiantowych zakupach
okazało się, że nawigacja odmówiła posłuszeństwa.
– Dupa! – krzyknęłam i dodałam –
jedziemy na Babią!
Mąż niewzruszony złapał za kierownicę i
ruszył w kierunku Żywca, a następnie do Zawoi. Trzygodzinna jazda samochodem
nie była problemem dla naszego samochodziku, no pomijając brak mocy na
większych wzniesieniach. Mieliśmy wybór: klimatyzacja w samochodzie albo
wleczenie się pod górkę. Woleliśmy zdecydowanie wleczenie się niż utopienie w
ubraniach. Nasze małe autko, które i tak nie ma wielkiego zapasu mocy, po
włączeniu klimatyzacji, jakby traci jeszcze 20%.
Parking przed wejściem na Babią jest
płatny: 15 zł. i zazwyczaj zajęty.
Bo widzicie… nie napisałam o ważne sprawie,
jakoś zawsze wychodzimy w góry około godziny 13:00.
Parking zapełniony, ale są pobocza na
drodze, dla naszego wozidełka zawsze znajdzie się miejsce ;) Trzeba tylko
uważać na znaki zakazu postoju i zatrzymywania się, których jest tam sporo ze
względu na otoczenie Babiogórskiego Parku Narodowego, a wszystko będzie w porządku.
Samochód stoi i nikomu nie przeszkadza, jedzonko jest, woda również, aparat
zapakowany, baterie schowane, więc możemy ruszać.
Wstęp na szlak kosztuje 5zł dla osoby
dorosłej. Szlaki są zadbane a ścieżka, którą się idzie, wyłożona jest
kamieniami tworzącymi schody.
Zaczęliśmy z Przełęczy Krowiarki, po
drodze zaliczając pierwszą górę
Sokolicę mającą 1367 m n.p.m. jest to najniższy i
położony najdalej na wschód wierzchołek w północno-wschodniej grani masywu
Babiej Góry w Beskidzie Żywieckim. Tutaj zatrzymaliśmy się na krótką
przerwę, aby zrobić kilka ujęć aparatem i film. Cudowne miejsce, wiatr ostudził
zgrzane ciała i wysuszył włosy. Widoki… sami zobaczcie:
W tym miejscu przeraził mnie widok niektórych
turystów, sandałki na cieniutkich sznureczkach albo tenisówki i brak wody. Ja
wiem, że niektórzy myślą, że to nic takiego, ale nie można patrzeć wiecznie na
czubek własnego nosa. Jeśli nie daj Boże zdarzyłoby się coś złego, pasek z
sandałka urwałby się i kobieta schodząca lub wchodząca po ostrych kamieniach,
uderzyłaby o nie kolanami, to będzie klęska. GOPR-owcy alarmują, by podejść do
tego rozważnie.
Błagam Was, bierzcie pod uwagę również innych. To samo
tyczy się rodzin z dziećmi, mijaliśmy rodzinkę niosącą na plecach może 4-miesięcznego
niemowlaka. Skwar u podnóża Babiej sięgał ponad 30℃, a na szczycie (chociaż
wątpię, że tam doszli, ponieważ nie widziałam ich więcej) jest o wiele
silniejszy. Duchota i palące słońce, ja sama wyglądałam jak raczek, a co
dopiero taki niemowlak z czapeczką na główce i opatulonym, z każdej strony materiałem
nosidła? Żal mi było dzieciaczka…
Kolejna góra po drodze to Kępa 1521 m n.p.m.,
Gówniak
1617 m n.p.m.
i na samym końcu wymarzony Diablak
1725 m n.p.m.
Widoki przepiękne, latające kruki i szybowiec nad
głową. Lekki wiatr muskający skórę, zapach kosodrzewiny i cisza. Cisza i spokój
wdzierający się do głowy i regenerujący zmęczony pracą umysł. Oczy szczypały z
ostrego słońca, ale patrzyły dalej, łapczywie i ze zdumieniem ogarniały bajeczne
otoczenie.
Byłam przygotowana na niezły tłok, ale pozytywnie się
zaskoczyłam. Ze szczytu zmierzaliśmy w stronę schroniska na upragnioną kawę.
Niestety zachód słońca przysłoniły zbierające się
chmurki.
Powrót do domu był o 22:05.
Góra piękna, chociaż mogę śmiało powiedzieć, że mniej
wymagająca niż Pilsko 1557 m n.p.m.,
szczyt w Beskidzie Żywieckim. Zdobywałam je w mniej uporczywym skwarze, a na
szczycie było dosyć chłodno.
Diablak był moją 14 zdobytą górą w tym roku, a to nie
koniec ;)
A Wy, może macie jakieś ulubione szczyty w Polsce?
Uwielbiam czytać książki... ale bardziej od czytania, kocham je tworzyć.
Kolejny słoneczny dzień i gorąc
wpadający przez okna. Kocham lato, kocham je za soczyste kolory
natury, za śpiewające ptaki o poranku i za lekkość zwiewnych
ubrań noszonych na co dzień. Powoli przyzwyczajam się do upałów,
jak przywyknę na amen, to zapewne przyjdzie ochłodzenie.
Na zegarku szósta rano, budzik dzwoni,
a ja leniwie zwlekam swoje zwłoki z łóżka i wyprawiam męża do
pracy. Piję dwie kawy (wiem… to niezdrowe, ale smaczne) i nanoszę
ostateczne poprawki książki. O 8.00 wciskam magiczny klawisz enter
i wysyłam tekst drugiego wydania Płatków śniegu do edycji.
Stało się!
We wrześniu nowa szata graficzna ujrzy
światło dzienne i scali się z kartkami książki. Jestem tak
bardzo podekscytowana tym wydarzeniem, że zaprząta ono moje myśli
dniami i nocami, a mam jeszcze tyle do zrobienia:
Druga część wymaga redakcji i
korekty.
Kolejna powieść to samo: korekta
i redakcja.
Czwarta pozycja z kolei czeka
cierpliwie, bym ją przeczytała i wyłapała niesforne chochliki.
No i w trakcie mam rozpoczęte
jeszcze dwie... a pomysłów na kolejne cztery.
Czasem zastanawiam się, czy ja
przypadkiem nie zwariowałam od tych literek? Można od nich dostać
świra? Jak myślicie?
Długo siedziałam i myślałam, że
fajnie byłoby wydać Płatki śniegu nie tylko w wersji
elektronicznej a w wersji książkowej. Książkę można zamówić w
wersji papierowej przez alimero.pl w systemie druku na żądanie,
gdzie drukarnia specjalnie dla konsumenta uruchamia wszystkie maszyny
na jedną książkę. Fajna opcja.
Pytania dla Was:
Lubicie papier, jego strukturę pod
palcami, gdy dotykacie kartonik i obracacie na drugą stronę? Kochacie ten zapach świeżej farby i wypukłości na kartce? Dotyk
gładkiej okładki i cudownego obrazka, w którym można zatopić
oczy? Lubicie brać ołówek w dłonie i zaznaczać w tekście
ulubione cytaty? A może zaginacie rogi, by wracać do ulubionych
miejsc, gdy przyjdzie ochota? Co kochacie w książkach? Co czujecie?
Opowiedzcie mi.
Spośród wszystkich odpowiedzi
wylosuję dwie, które dostaną w prezencie
e-booka.
Czekam z niecierpliwością na wasze
komentarze do niedzieli... a w poniedziałek wyniki.
Aktualizacja.
Wyniki:
Konkursowy e-book leci dzisiaj do Mynio :D
Gratuluję.