wtorek, 27 listopada 2018

BUDUAR czyli co chodzi kobiecie po głowie w czasie pełni księżyca.




Są takie dni i jedna miewa je częściej, a inna rzadziej, że czujemy się jak totalny wrak człowieka. Zapracowane, zabiegane nie mamy czasu usiąść, zrelaksować się i napić kawy czy herbaty, nie mówiąc już o kieliszku wina. Jesień jest porą roku, gdzie nasz organizm walczy ze spadkiem witalności, gdy nie zadbamy o dostarczenie odpowiednich witamin i snu, czujemy się, jakby ktoś wyciągnął wtyczkę z kontaktu. Moc spada po każdym zrobionym kroku, podkrążone oczy i szarawa cera, ponieważ opalenizna schodzi znacznie szybciej, niżbyśmy chciały. Nie jestem przekonana do solarium, a na widok wielkich trumien z lampami od środka przechodzą mnie ciarki i nagle przypomina się film „Oszukać przeznaczenie”, jeśli widzieliście, to wiecie, o czym piszę. Po tym widoku nie ma mowy, abym tam weszła dobrowolnie, z resztą w pomarańczu mi nie do twarzy.




Nagle przychodzi ten jeden dzień, słońce wstało prawą nogą więc i kobieta nią wstaje. Na niebie ani jednej chmury, zapach kawy trąca po nosie, ponieważ zapomniało się wyłączyć ekspres, wyprawiając męża do pracy. (Dla tych, którzy mnie nie znają, pracuję w domu, piszę książki, poradniki i robię zdjęcia) Czasem zdarza mi się zasnąć nad klawiaturą komputera i obudzić się z odciskami klawiszy na policzku, a arkusz wygląda, jakby mały diabeł bredził coś od rzeczy, wylewając to na elektronikę.

W takim pięknym i słonecznym dniu energia pojawia się znikąd, może to ostatnie pokłady owej pożywki, a organizm wyszarpuje je z rąk strażnika, by kopnąć nas do radości? Sama nie wiem, ale słońce jest ratunkiem, remedium na tygodnie szarości. Woń kawy ciągnie za nos do kuchni, dłonie już wykonują utartą ścieżkę ruchów, by nalać czarną ciecz do kubka. Wypijam ją błyskawicznie i nagle coś w głowie mi mówi, że trzeba o siebie zadbać. Dzisiaj jest cudowny dzień, mam więcej siły. Podchodzę do lodówki i pierwsze co robię, to wyjmuję grapefruita oraz cytrynę. Przeciskam sok i wlewam do szklanki, uwierzcie mi, moc tego napoju powoduje skurcz mięśni na twarzy i kąciki ust same wykrzywiają się do góry.

Co dalej? Jako że ubiegłej nocy widziałam na niebie przysłoniony chmurą smogu księżyc, który wszedł prawie w pełnię, jemu przypisuję owo zjawisko. Od dawien dawna krążą opowieści o nadzwyczajnej aktywności naszych organizmów w takie dni, a zwłaszcza noce. Nawet moje papugi ożywiają się w pełni księżyca i potrafią drzeć dzioby nawet nocą lub budzić się z krzykiem, bo miały prawdopodobnie zły sen.




Kilka lat temu, odkryłam wspaniałe właściwości kawy dopieszczającej naszą skórę. Świeżo mielona kawa i zaparzona w ekspresie lub zwyczajnie w szklance, potrafi zdziałać cuda. Pierwszy z nich to samo picie napoju, a kolejne, to cuda poboczne. Tak zwane „fusy”, czyli to, co zazwyczaj każdy z nas wyrzuca do śmietnika, mogą być dobrze spożytkowane, a skóra będzie Wam za to wdzięczna. Uwierzcie mi, ja również byłam sceptycznie nastawiona do tych zabiegów, ale spróbowałam i byłam zadowolona.





1. Maseczka na skórę twarzy.

Powróciłam do jej stosowania tydzień temu, z powodu zmian hormonalnych w organizmie na mojej skórze pojawia się trądzik. Leczyła, smarowałam, myłam itp. Można by wymieniać setki kremów, maści, naparów, tabletek. Każda kobieta mająca problem z tarczycą zrozumie mój ból. Otóż maseczka z kawy nałożona podczas kąpieli w wannie, aby nie paradować z piegami na twarzy po mieszkaniu.

Co nam daje:

· łagodzi stany zapalne,
· zmniejsza zaczerwienienia,
· usuwa cienie pod oczami,
· jest doskonałym peelingiem (uwaga! Przed rozsmarowywaniem kawy jako peeling należy na dłonie nalać mydła w płynie, żelu lub tego, co używacie do mycia twarzy, lecz bez dodatków peelingujących, kawa zrobi swoje),
· pory są oczyszczone i zwężone, a po długim stosowaniu (kilku tygodni) nasza skóra ładnie i delikatnie brązowieje,
· polecam ją również na blizny.

O matko! Działa cuda.


2. Peeling na ciało.
Tak jak pisałam wyżej, peeling na twarz można zastosować w ten sam sposób na ciało. Kiedyś używałam peelingów z grapefruita, bo podobno miały moc antycellulitową i wiecie co? No właśnie…

3. Słyszałam również o metodzie nakładania kawy na nogi i owijania ją folią spożywczą. Nie próbowałam, nie mam zamiaru, ale podobno pomaga walczyć z rozstępami i cellulitem, skóra nabiera ładnego koloru. Może któraś z Was próbowała?



Po orzeźwiającej kąpieli, nałożeniu balsamów itp. Nadal w głowie siedzi ten mały chochlik i skrzeczy nam coś do głowy. To coś to słowa, by iść o krok do przodu i poczuć się dzisiaj wyjątkowo. Wiecie do czego zmierzam? No właśnie. Na co dzień w szale pracy, obowiązków domowych, opieki nad dziećmi… nie mamy czasu na takie bzdety. Ale jeżeli znajdzie się taka chwila w waszym grafiku, wykorzystajcie ją. Weźcie kąpiel i wygrzebcie z czeluści piekieł waszej szafy to:






Piękną i seksowną bieliznę, jaką na pewno gdzieś tam ukrywacie, ponieważ mąż, chłopak, kochanek kupił ją wam kiedyś. Załóż ją, przejrzyj się w lustrze i uśmiechnij się do swojego odbicia. Tak to jesteś ty! Niech będzie ciut niewygodna, bo koronka lubi płatać figla, ale tym sposobem będzie o sobie przypominała, że masz ją pod ubraniem i wywoła uśmiech na twarzy. Poczuj moc pełni księżyca, a jeśli nie ma pełni, to znaczy, że twoje zapasy energii są o wiele większe, niż się spodziewałaś.






Uśmiechnij się do siebie i zacznij żyć, bo każda kobieta w swoich myślach grzeszy za mało.




Ps. Zapraszam do miłej lektury na pochmurne dni i promocji książki na stronie empik.com



środa, 21 listopada 2018

Książka Dziedzictwo oraz Płatki śniegu


Podsumowanie akcji na portalu polakpotrafi.pl



Od czasu zakończenia akcji wydania książki na portalu polakpotrafi.pl minęło już trochę czasu. Włożyłam w projekt pot i łzy, siedziałam dniami i nocami, nawet zapominałam zjeść śniadanie czy obiad, o kolacji już nie wspominając. To był wykańczający miesiąc. Pomyślałby kto, że to taki banał, wrzucamy treść, montujemy filmik i udostępniamy. Nic bardziej mylnego!



W naszym kraju akcja finansowania społecznościowego, czyli crowdfunding dosłownie raczkuje, powiedziałabym nawet, że to dzieciak, który nie oderwał się jeszcze od kobiecej piersi i zasysa dalej mleczko, ponieważ nie jest w pełni samodzielne. Fakt jest jeden: mój projekt wydania powieści na polakpotrafi.pl w zakładce książki/publikacja to kategoria opatrzona ogromnym ryzykiem. Nie posiadając żadnych koneksji z wydawnictwami, znanymi osobami, a nazwisko niewiele mówi innym osobom, ponieważ w kraju popularne obecnie na językach to kilka nazwisk jest ciężko. Tam, gdzie zbiórki odnoszą spektakularne sukcesy takie jak: otwarcie kawiarni czy wydanie płyty z muzyką, wyjazd na konkurs taneczny czy nawet produkcja filmu, książki mają pod górkę. Ja miałam ogromną pracę do wykonania, ale zacznijmy od początku.

Nad projektem zastanawiałam się już w 2017 r., gdy na światło dzienne wyszła moja pierwsza powieść „Płatki śniegu”. Sfinansowałam korektę, redakcję, niewielki druk książki i portfel opustoszał w mig. Usłyszałam o portalu Kikstarter i byłam zafascynowana projektami ludzi na tym portalu, a zwłaszcza życzliwością i chęcią udzielania pomocy nie tylko finansowej. Niestety w Polsce jest tylko niewiele takich stron, wybrałam jedną: polakpotrafi.pl

Przejrzysta i wiarygodna platforma. Bez filmu promocyjnego nie można zamieścić zbiórki, miałam już jedno podejście do projektu, ale porzuciłam to na pół roku, a w międzyczasie napisałam cztery kolejne książki, jeden poradnik i tomik wierszy. Schowałam w szufladzie maszynopisy, wróciłam do projektu na portalu polakpotrafi.pl i ponownie zderzyłam się z filmikiem. Pomyślałam, że warto wpleść jakąś małą zapowiedź książki, skromne sceny, które nie zdradzą za bardzo fabuły książki związanej ściśle z pierwszą częścią. W ten sposób powstały filmiki, no ale zostało jeszcze wystąpienie autora.



Wiecie… ja nie potrafię przemawiać, na studiach moje policzki zalewały się czerwienią, a w głowie wszystko wirowało jak na karuzeli. Wyjęłam jednak aparat, ustawiłam nieporadnie na nagrywanie, a patyk z miotły służył, jako punkt, na który miałam wyostrzyć obraz. Oczywiście ostro nie wyszło, ale lepiej nie potrafię. Słowa plątały się w gardle i umykały tam, gdzie nie miały, czyli z powrotem do gardła. Męczyłam się cztery godziny. Coś tam wyszło.

Kolejny tydzień zajął montaż filmu, jako że mój komputer totalnie odstaje od wymagań programowych, miałam ciężki kawał chleba do wykonania, rendreowanie jednego skrawka zajmowało nawet do 4 godzin, nie mówiąc ile trwało przetwarzanie gotowego filmu. I nawet, jeśli chciałabym coś poprawić, nagrać od nowa, uwierzcie mi, mój komputer odmawiał posłuszeństwa.

Wrzuciłam filmik na serwer i zabrałam się za tekst. Kolejna kłoda pod nogi: jak opisać książkę, aby nie zdradzić końca poprzedniej części? Taaa… Coś opisałam i dodałam opis pierwszej części. Dodatkowo wrzuciłam surowy fragment książki. Następnie rozpisałam nagrody, jakie jestem w stanie dać za wsparcie i po kilku dniach zaakceptowano mój projekt. Palce drżały, poprawka… cała drżałam ze strachu. Ale to nic. Powiem wam szczerze. Dla kogoś, kto nie ma w ogóle możliwości wsparcia, jest to psychicznie męcząca praca!

Książka dostępna tutaj ;)

Bardzo uradowała mnie pierwsza wpłata od osoby, która wsparła już wiele projektów, wtedy na jej koncie widziałam 48 wspartych akcji. Ale co dalej? Pojawili się znajomi, kilku zapalonych czytaczy książek i rodzina, na tym był koniec. Notka prasowa na portalu mojego miasta, którą trzeba samemu napisać, nic nie dała. Wiadomości na instagramie, twitterze, tumbrl, bloggerze. Maile wysyłane do recenzentów, właścicieli blogów, którzy zarzekają się, że pomagają w takich akcjach. Nic, echo. Starałam się dziennie, po połowie miesiąca poczułam, że moje okulary nie dają już rady i będę musiała je wymienić. W międzyczasie ukazał się poradnik, którego jestem współautorką i tomik wierszy, który od razu dodałam do nagród.

Na pięć dni przed końcem akcji brakowało jeszcze 1500 zł. Sporo i nie, zależy jak na to patrzeć, ale udało się! Cały wysiłek, jaki włożyłam w projekt się opłacał i jestem szczęśliwa z tego powodu, że będę mogła Wam moim czytelnikom (pozdrowienia dla pracowników ZUS Rybnik obiecałam, że o wspomnę o Was) przedstawić kolejną część książki i zabrać w niezwykłą przygodę Elii.

Portal polakpotrafi.pl mogę polecić z całego serca, ludzie są pomocni, angażują się w promocję, udostępniają, lajkują, komentują. Cudowna ekipa, dziękuję Wam!

Większość ludzi pyta mnie, kiedy będzie kolejna książka, a ja załamuję dłonie, ponieważ to nie jest takie proste, gdy jest się selfpublisherem.

Jak to naprawdę wygląda?

Jest pomysł i zabieram się do pisania. Mając szkic w głowie, a na papierze opisane np. działania policji w danej sytuacji, opis działania danego medykamentu, czy procedurę przy podejrzeniu porwania dziecka. Mając to wszystko, jestem w stanie napisać książkę w miesiąc, ale siedzę nad nią dziennie od 7.00 nawet do 23.00 zapominając czasem, aby coś zjeść. Nie mam weekendów, a mąż musi mnie odciągać od ekranu komputera. Jednak kocham to, co robię!

Po napisaniu trzeba przeczytać ją kilka razy, zazwyczaj robię to 5 razy, a mąż 2 razy. Szukam błędów, nieścisłości w fabule, poprawiam styl, akapity, rozdziały, zdania, wykrzykniki, spacje, wdowy, dywizy itp. Maszynopis wygląda jak kolorowanka dla dzieci, zabazgrany kilkoma kolorowymi długopisami i odbitym krążkiem spodu filiżanki, z której wylała się kawa jak zawsze na maszynopis.

Przychodzi czas na profesjonalną korektę, która trwa nawet do trzech tygodni.

W międzyczasie projektuję okładkę, do tego potrzebuję własnych zdjęć, aby nie naruszać czyichś praw autorskich. Czekają mnie wycieczki, nawet w deszczu.

Między tymi etapami, każdy z rodziny chce, bym przyjechała na kawę, ktoś ma urodziny, ktoś zawsze coś chce i na wstępie w progu pada magiczne pytanie: ale co ty takiego robisz w domu? I kiedy ta książka będzie? Blogerzy wiedzą, jak długo powstaje jeden wpis, teraz pomyślcie sobie, aby to pomnożyć przez 300 tyle ile np. jest stron w książce.

Promocja, wspomniałam o promocji? No właśnie, kolejne schody… gdy nie ma się pleców – upadasz, ale głowa do góry, bo trzeba działać.
Dodam, że na facebooku mam tylko 180 znajomych, dlaczego tylu? Czytaliście kiedyś o teście Gallupa? Też się kiedyś zastanawiałam i sprawdziłam. Otóż niecałe 2% populacji jest takich jak ja i czasem czuję się odmieńcem. O teście Gallupa wspomniałam w poradniku TUTAJ

Piszesz, działasz, szukasz sponsorów i echo, wstając od komputera, przesuwam machinalnie palcem okienko na ściennym kalendarzu i nagle czuję, jakbym dostała w pysk z liścia. Tak dobrze czytasz, z plaskacza, takiego siarczystego aż zęby zabolały, a oko zadrżało. Wytrzeszczam oczy i klnę głośno:

Co jest… (cenzura) przecież minął kolejny rok! (co jakiś czas zdarzy się, że załapię jakąś normalną pracę albo staż, z czego jestem szczęśliwa)
Wracam zmarnowana na kanapę, patrzę na stos moich maszynopisów. Obecnie jest ich 7 i dwa niepełne. Nachodzi mnie zwątpienie i zdarzają się takie momenty, że mam ochotę to wszystko złapać i podpalić, zamiast tego robię kolejną kawę, siadam na kanapie i piszę. Nie poddaję się. Polska to trudny kraj dla artystów, ale musimy drążyć własne korytarze, by być z siebie dumni.

Jeszcze raz bardzo dziękuję za wsparcie projektu, od czasu zakończenia akcji ciągle działam w temacie ;)

Poniżej rozpiska kolejnych kroków, jakie czekają do zrealizowania, aby Wasze nagrody mogły trafić do Was jak najszybciej:

1. Książka trafiła na korektę. Czas oczekiwania na korektę, redakcję około miesiąca. Następnie korektę muszę opłacić i przejrzeć książkę, aby zgodzić się na zmiany/poprawki w tekście.
2. Okładkę zrobiłam już wcześniej sama, ale spływają do mnie sugestie poprawek, więc kilka zmian (niewielkich) nastąpi.

3. Zlecenie druku zakładek. Mają przyjść pod koniec tygodnia ;)
4. Skład i łamanie tekstu oraz dopasowanie okładki do książki. Akceptacja plików książki pod e-book i opublikowanie... to kolejny tydzień.
5. Zlecenie druku książki. Dostałam informację, że drukarnia ma masę roboty i realizacja może się wydłużyć z 10 na 15 dni roboczych.
6. Pocztówki z Rybnika, tutaj pomoże mi lokalny sklepik z gadżetami promującymi nasze miasto Hallo Rybnik.
7. Fototapety. O tak, mam kilka pomysłów i jestem w trakcie robienia grafiki ;)




Dziękuję, za przesłanie adresów do wysyłki. Chciałam Wam zrobić niespodziankę przed świętami, ale drukarnia i cała machina wydawnicza jednak się nie wyrobi ;)
Jeśli ktoś miałby ochotę na papierowe wersje książek, zapraszam do kontaktu jankowskadorota@vp.pl prawdopodobnie będę zamawiać nakład 30.11 Do każdej książki dołączam zakładkę oraz dedykację ;)

PŁATKI ŚNIEGU dostępne TUTAJ
DZIEDZICTWO jako przedsprzedaż można zamówić u mnie przez maila.
PORADNIK TUTAJ
TOMIK WIERSZY TUTAJ

Pozdrowienia z Rybnika
Ps. U Was też prószy śnieg?

Dorota