Bo marzenia trzeba chwytać za… jaja!
Po górach chodzę od dziecka. Zaraził
mnie tym dziadek, który na swoim koncie ma prawie wszystkie szczyty Polski a z pewnością
te najwyższe. Ostatnimi czasy na nowo zaraziłam się tą formą wypoczynku. W tym
roku zamiast wyjazdu za granicę, postawiliśmy z mężem na aktywny wypoczynek,
czyli wycieczki w góry.
W sobotę mieliśmy wybrany cel na
Słowacji, spakowana waluta i jedzonko na długą wyprawę, ale w granicach
rozsądku, ponieważ trzeba wrócić do domu samochodem, a nocleg w hotelach odpada.
Tnąc koszty jak najbardziej, jeździmy samochodem, a nocą wracamy do domu.
Sobota była upalna, w domu doskwierał okropny skwar, a duchota sama wyganiała
człowieka z betonowego centrum miasta.
Naszym celem było pasmo górskie Małej Fatry w Karpatach Zachodnich na
Słowacji, a ściślej pętla, jaką wyznaczyliśmy, obejmowała szczyty: Stoh, góra Chleb oraz Snilovske Sedlo.
Niestety wyprawa padła w przedbiegach, gdyż po ostatnich prowiantowych zakupach
okazało się, że nawigacja odmówiła posłuszeństwa.
– Dupa! – krzyknęłam i dodałam –
jedziemy na Babią!
Mąż niewzruszony złapał za kierownicę i
ruszył w kierunku Żywca, a następnie do Zawoi. Trzygodzinna jazda samochodem
nie była problemem dla naszego samochodziku, no pomijając brak mocy na
większych wzniesieniach. Mieliśmy wybór: klimatyzacja w samochodzie albo
wleczenie się pod górkę. Woleliśmy zdecydowanie wleczenie się niż utopienie w
ubraniach. Nasze małe autko, które i tak nie ma wielkiego zapasu mocy, po
włączeniu klimatyzacji, jakby traci jeszcze 20%.
Parking przed wejściem na Babią jest
płatny: 15 zł. i zazwyczaj zajęty.
Bo widzicie… nie napisałam o ważne sprawie,
jakoś zawsze wychodzimy w góry około godziny 13:00.
Parking zapełniony, ale są pobocza na
drodze, dla naszego wozidełka zawsze znajdzie się miejsce ;) Trzeba tylko
uważać na znaki zakazu postoju i zatrzymywania się, których jest tam sporo ze
względu na otoczenie Babiogórskiego Parku Narodowego, a wszystko będzie w porządku.
Samochód stoi i nikomu nie przeszkadza, jedzonko jest, woda również, aparat
zapakowany, baterie schowane, więc możemy ruszać.
Wstęp na szlak kosztuje 5zł dla osoby
dorosłej. Szlaki są zadbane a ścieżka, którą się idzie, wyłożona jest
kamieniami tworzącymi schody.
Zaczęliśmy z Przełęczy Krowiarki, po
drodze zaliczając pierwszą górę
Sokolicę mającą 1367 m n.p.m. jest to najniższy i
położony najdalej na wschód wierzchołek w północno-wschodniej grani masywu
Babiej Góry w Beskidzie Żywieckim. Tutaj zatrzymaliśmy się na krótką
przerwę, aby zrobić kilka ujęć aparatem i film. Cudowne miejsce, wiatr ostudził
zgrzane ciała i wysuszył włosy. Widoki… sami zobaczcie:
W tym miejscu przeraził mnie widok niektórych
turystów, sandałki na cieniutkich sznureczkach albo tenisówki i brak wody. Ja
wiem, że niektórzy myślą, że to nic takiego, ale nie można patrzeć wiecznie na
czubek własnego nosa. Jeśli nie daj Boże zdarzyłoby się coś złego, pasek z
sandałka urwałby się i kobieta schodząca lub wchodząca po ostrych kamieniach,
uderzyłaby o nie kolanami, to będzie klęska. GOPR-owcy alarmują, by podejść do
tego rozważnie.
Błagam Was, bierzcie pod uwagę również innych. To samo
tyczy się rodzin z dziećmi, mijaliśmy rodzinkę niosącą na plecach może 4-miesięcznego
niemowlaka. Skwar u podnóża Babiej sięgał ponad 30℃, a na szczycie (chociaż
wątpię, że tam doszli, ponieważ nie widziałam ich więcej) jest o wiele
silniejszy. Duchota i palące słońce, ja sama wyglądałam jak raczek, a co
dopiero taki niemowlak z czapeczką na główce i opatulonym, z każdej strony materiałem
nosidła? Żal mi było dzieciaczka…
Kolejna góra po drodze to Kępa 1521 m n.p.m.,
Gówniak
1617 m n.p.m.
i na samym końcu wymarzony Diablak
1725 m n.p.m.
Widoki przepiękne, latające kruki i szybowiec nad
głową. Lekki wiatr muskający skórę, zapach kosodrzewiny i cisza. Cisza i spokój
wdzierający się do głowy i regenerujący zmęczony pracą umysł. Oczy szczypały z
ostrego słońca, ale patrzyły dalej, łapczywie i ze zdumieniem ogarniały bajeczne
otoczenie.
Byłam przygotowana na niezły tłok, ale pozytywnie się
zaskoczyłam. Ze szczytu zmierzaliśmy w stronę schroniska na upragnioną kawę.
Niestety zachód słońca przysłoniły zbierające się
chmurki.
Powrót do domu był o 22:05.
Góra piękna, chociaż mogę śmiało powiedzieć, że mniej
wymagająca niż Pilsko 1557 m n.p.m.,
szczyt w Beskidzie Żywieckim. Zdobywałam je w mniej uporczywym skwarze, a na
szczycie było dosyć chłodno.
Diablak był moją 14 zdobytą górą w tym roku, a to nie
koniec ;)
A Wy, może macie jakieś ulubione szczyty w Polsce?
Oj nie chodzę po górach może kiedyś zacznę
OdpowiedzUsuńPolecam, jak nie góry to doliny na spacer ;)
UsuńJestem ciekaw jak wyglądają szlaki w Tatrach po stronie słowackiej... chyba czas ruszyć cztery litery i w końcu się przekonać. Podobno dużo mniej tłumów.
OdpowiedzUsuńSama jestem ciekawa... Podobno tłumów mniej i widoki ładniejsze ;)
UsuńPiękne widoki :)
OdpowiedzUsuńNa żywo piękniejsze ;)
UsuńPrzepiękne widoki, stojąc na takich szczytach zmienia się perspektywa spojrzenia na życie, jego problemy i kłopoty. :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, patrząc na horyzont zdajemy sobie sprawę, że życie to nie tylko wieczna gonitwa w pracy, problemy i inne pesymistyczne wizje.
UsuńZatapiamy się w widoku, którą stworzyła dla nas sama natura, jesteśmy jej częścią, a ona koi nasze zmysły i zmartwienia.
Chociaż na chwilę można się oderwać od codzienności ;)
Aż ożyły we mnie wspomnienia. Ja tez po górach to od dziecka ^^ Na babiej oczywiście była. Może w przyszłym tygodniu znów na jakoś wycieczkę się wybiorę. O ile tylko upał nie da tak popalić, bo teraz ciężko :P
OdpowiedzUsuńUpały dają w kość, może pod koniec miesiąca będzie lepszy czas na ponowne wędrówki :D
Usuń