Pokazywanie postów oznaczonych etykietą weekend. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą weekend. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Babia Góra.


Bo marzenia trzeba chwytać za… jaja!


Po górach chodzę od dziecka. Zaraził mnie tym dziadek, który na swoim koncie ma prawie wszystkie szczyty Polski a z pewnością te najwyższe. Ostatnimi czasy na nowo zaraziłam się tą formą wypoczynku. W tym roku zamiast wyjazdu za granicę, postawiliśmy z mężem na aktywny wypoczynek, czyli wycieczki w góry.

W sobotę mieliśmy wybrany cel na Słowacji, spakowana waluta i jedzonko na długą wyprawę, ale w granicach rozsądku, ponieważ trzeba wrócić do domu samochodem, a nocleg w hotelach odpada. Tnąc koszty jak najbardziej, jeździmy samochodem, a nocą wracamy do domu. Sobota była upalna, w domu doskwierał okropny skwar, a duchota sama wyganiała człowieka z betonowego centrum miasta.

Naszym celem było pasmo górskie Małej Fatry w Karpatach Zachodnich na Słowacji, a ściślej pętla, jaką wyznaczyliśmy, obejmowała szczyty: Stoh, góra Chleb oraz Snilovske Sedlo. Niestety wyprawa padła w przedbiegach, gdyż po ostatnich prowiantowych zakupach okazało się, że nawigacja odmówiła posłuszeństwa.

– Dupa! – krzyknęłam i dodałam – jedziemy na Babią!

Mąż niewzruszony złapał za kierownicę i ruszył w kierunku Żywca, a następnie do Zawoi. Trzygodzinna jazda samochodem nie była problemem dla naszego samochodziku, no pomijając brak mocy na większych wzniesieniach. Mieliśmy wybór: klimatyzacja w samochodzie albo wleczenie się pod górkę. Woleliśmy zdecydowanie wleczenie się niż utopienie w ubraniach. Nasze małe autko, które i tak nie ma wielkiego zapasu mocy, po włączeniu klimatyzacji, jakby traci jeszcze 20%.

Parking przed wejściem na Babią jest płatny: 15 zł. i zazwyczaj zajęty.

Bo widzicie… nie napisałam o ważne sprawie, jakoś zawsze wychodzimy w góry około godziny 13:00.

Parking zapełniony, ale są pobocza na drodze, dla naszego wozidełka zawsze znajdzie się miejsce ;) Trzeba tylko uważać na znaki zakazu postoju i zatrzymywania się, których jest tam sporo ze względu na otoczenie Babiogórskiego Parku Narodowego, a wszystko będzie w porządku. Samochód stoi i nikomu nie przeszkadza, jedzonko jest, woda również, aparat zapakowany, baterie schowane, więc możemy ruszać.

Wstęp na szlak kosztuje 5zł dla osoby dorosłej. Szlaki są zadbane a ścieżka, którą się idzie, wyłożona jest kamieniami tworzącymi schody.

Zaczęliśmy z Przełęczy Krowiarki, po drodze zaliczając pierwszą górę
Sokolicę mającą 1367 m n.p.m. jest to najniższy i położony najdalej na wschód wierzchołek w północno-wschodniej grani masywu Babiej Góry w Beskidzie Żywieckim. Tutaj zatrzymaliśmy się na krótką przerwę, aby zrobić kilka ujęć aparatem i film. Cudowne miejsce, wiatr ostudził zgrzane ciała i wysuszył włosy. Widoki… sami zobaczcie:



W tym miejscu przeraził mnie widok niektórych turystów, sandałki na cieniutkich sznureczkach albo tenisówki i brak wody. Ja wiem, że niektórzy myślą, że to nic takiego, ale nie można patrzeć wiecznie na czubek własnego nosa. Jeśli nie daj Boże zdarzyłoby się coś złego, pasek z sandałka urwałby się i kobieta schodząca lub wchodząca po ostrych kamieniach, uderzyłaby o nie kolanami, to będzie klęska. GOPR-owcy alarmują, by podejść do tego rozważnie.

Błagam Was, bierzcie pod uwagę również innych. To samo tyczy się rodzin z dziećmi, mijaliśmy rodzinkę niosącą na plecach może 4-miesięcznego niemowlaka. Skwar u podnóża Babiej sięgał ponad 30℃, a na szczycie (chociaż wątpię, że tam doszli, ponieważ nie widziałam ich więcej) jest o wiele silniejszy. Duchota i palące słońce, ja sama wyglądałam jak raczek, a co dopiero taki niemowlak z czapeczką na główce i opatulonym, z każdej strony materiałem nosidła? Żal mi było dzieciaczka…

Kolejna góra po drodze to Kępa 1521 m n.p.m., 



Gówniak 1617 m n.p.m. 




i na samym końcu wymarzony Diablak 1725 m n.p.m.


 



Widoki przepiękne, latające kruki i szybowiec nad głową. Lekki wiatr muskający skórę, zapach kosodrzewiny i cisza. Cisza i spokój wdzierający się do głowy i regenerujący zmęczony pracą umysł. Oczy szczypały z ostrego słońca, ale patrzyły dalej, łapczywie i ze zdumieniem ogarniały bajeczne otoczenie.









Byłam przygotowana na niezły tłok, ale pozytywnie się zaskoczyłam. Ze szczytu zmierzaliśmy w stronę schroniska na upragnioną kawę.





Niestety zachód słońca przysłoniły zbierające się chmurki.

Powrót do domu był o 22:05.

Góra piękna, chociaż mogę śmiało powiedzieć, że mniej wymagająca niż Pilsko 1557 m n.p.m., szczyt w Beskidzie Żywieckim. Zdobywałam je w mniej uporczywym skwarze, a na szczycie było dosyć chłodno.

Diablak był moją 14 zdobytą górą w tym roku, a to nie koniec ;)


A Wy, może macie jakieś ulubione szczyty w Polsce?

poniedziałek, 30 lipca 2018

Gorący lipiec.


Weekend na Śląsku był upalny... jak w całym kraju, a skwar nie odpuszcza. Dla mnie jest zbyt duszno i ciepło na górskie wędrówki czy leniuchowanie na kocu przy rzece. Razem z mężem wybraliśmy inną opcję odpoczynku, która zawsze ładuje nam baterie po całym tygodniu.
Naszym celem było znalezienie pola lawendy, by nagrać krótki filmik do zwiastuna kolejnej książki.
Niestety o tej porze na polach leżą już słomiane rulony po żniwach, szlajają się kombajny, zbierające plony. Susza w tym roku dała ostro w kość rolnikom, co dało się zaobserwować już w maju, gdzie sporo pól zostało przeoranych, ponieważ rośliny najzwyczajniej uschły.
Nasz mały samochodzik przemierzał wąskie dróżki pomiędzy polami i pokonywał odważnie, każde dziury na drodze. Dzięki odbiciu z głównej trasy, w niemal nieprzejezdną dla śmiertelników ścieżynę, zaleźliśmy piękne pole kukurydzy rozściełające się na sporym obszarze.


Jak zauważyliśmy później, jedynie kukurydzy nie zebrano, dlatego nadal dojrzewa ładnie skąpana w słońcu.


Widok na elektrownię Rybnik

Z tego miejsca mieliśmy rzut beretem od Arboretum Bramy Morawskiej w Raciborzu. Piękny ogród botaniczny składający się z dwóch części: lasu i ścieżek dydaktycznych, w tym małego zoo. Mieliśmy cichą nadzieję na lekkie ochłodzenie w środku lasu, ale nadzieja to jedno, a rzeczywistość okazała się brutalna.



Zaduch i parówę rekompensował spacer w ciszy i zieleni, latające motyle i skaczące małe żabki, towarzyszące nam na leśnej ścieżce.


Piękne kwiaty, schowane w cieniu zachowały soczysty kolor.



Mini zoo, w którym większość zwierzaczków chowała się do swoich domków przed upałem.





Z tego miejsca wyruszyliśmy dalej, jako że czuliśmy niedosyt, a z filmem trzeba ruszyć, wylądowaliśmy w Pszczynie (gdzie nie omieszkały pokąsać mnie kolejne owady. Moje nogi mienią się teraz piękną paletą barw ewoluujących siniaków po ugryzieniach oraz ogromnych czerwonych swędzących górek).

Zamek w Pszczynie

Zamek jak zamek, ten kto nie był, polecam gorąco zwiedzić. Park jest zadbany, dokoła soczyście zielone połacie traw, można rozłożyć kocyk i poleniuchować, lub pospacerować pod ogromnymi dębami. Uwaga na spadające żołędzie... jest ich naprawdę sporo.
W zamku znajduje się muzeum, wnętrza z XIX i XX w. oraz zbrojownia i wystawy, a na zewnątrz stajnie książęce.
Obok zamku, tuż po drugiej stronie ulicy, można zajrzeć do zagrody żubrów.
Jak to zazwyczaj bywa, w drodze powrotnej dostrzegliśmy piękne pole zboża. Orkisz przypomina żołnierzy czekających na rozkazy, by napaść przeciwnika.



Pole w blasku zachodzącego słońca wyglądało magicznie. Idealne zakończenie dnia o zachodzie słońca.

Ps. Jak Wam się udało przetrwać ten upał?
     Ja nadal mam na termometrze w mieszkaniu 32 C.


poniedziałek, 16 lipca 2018

Papugarnia


Woliera fot. Dorota Jankowska


W minioną sobotę, ze względu na niekorzystną pogodę, by wyjść w góry, udaliśmy się z mężem do papuziarni w Katowicach.

Bilet normalny: 19 zł

Karma dla ptaszków: 2 zł

Przed wejściem opiekunowie pouczyli co wolno a czego nie wolno robić. Zakaz obejmował noszenia biżuterii, używania lampy błyskowej i brania na ręce największych z papug czyli Ary zwyczajnej. Zwracali uwagę na zachowanie ostrożności i patrzenie pod nogi, ponieważ papugi uwielbiają chodzić po ziemi.

Przed wejściem trzeba umyć porządnie dłonie środkiem dezynfekującym (takim jak w szpitalu) by nie wnosić chorób, a w razie dziobnięcia przez papużkę, mamy pewność, że nam również nic się nie stanie. Wychodząc również myjemy łapki i przed każdym wejście powtarzamy tę czynność.

Wejście osłonięte jest sznurami metalowych łańcuchów, by papużki nie przedostały się do przejścia.

Jedna z rodzin chyba nie wzięła na poważnie zakazu, czego konsekwencją było porwanie przez amazonkę kolczyka jej córki. Bardzo nie podobało mi się jak dzieci zaczęły rzucać w siedzącą wysoko na żerdzi papużkę, bo ktoś jak zwykle nie przestrzega zasad. Moje serce do tych skrzydlatych zwierząt jest tak ogromne, że nie obeszło się bez upomnienia z moich ust, oczywiście delikatnie. Zasady są po to, by je przestrzegać, co by się stało gdyby zwierzątko zjadło kolczyk?

O fleszach również zapomniano, niestety skutkowało to spłoszeniem wszystkich papug i chwilowym popłochem. Pan dostał ostrzeżenie od opiekunów, po czym wyłączył lampę i rozkoszował się widokiem skrzydlatych stworzeń.

Ara zwyczajna fot. Dorota Jankowska

Ara zwyczajna fot. Dorota Jankowska

Ara zwyczajna fot. Dorota Jankowska

Jeden z delikwentów zabrał arę na ręce i pożałował nie słuchając zakazów. Ary mają wielkie szpony i są ciężkie, to duże papugi i aby utrzymać się na naszych lichych ramionach lub dłoniach, muszą wczepić pazury, by czuć się swobodnie i pewnie. No cóż, czasem do ludzi trzeba przemawiać na przykładach.

Byłam sceptycznie nastawiona do tego wyjazdu, kocham papugi i nie potrafię patrzeć na to jak siedzą w niewoli. W sumie mam dwie nimfy, w mieszkaniu, więc ja również je więżę, ale moje paputki fruwają nawet całymi dniami i zaganiane są na noc, by czuły się bezpiecznie.

Zaskoczył mnie ogrom obszaru woliery, papużki miały tyle miejsca, że byłam w pozytywnym szoku i spokojna o ich los. Było widać, że są zadbane i szczęśliwe. Po środku pomieszczenia ustawiono wysoki drewniany totem, będący ich rajem zabaw i wytchnienia od człowieka. To one decydowały, czy przyjść, czy olać i zostać w bezpiecznym miejscu. Nikt nie mógł ich zmusić do pieszczot.

Ara Nobilis fot. Dorota Jankowska

To dwie Ary Nobilis, parka, która siedziała prawie przez połowę pobytu na ramieniu męża, a następną połowę na moim. Cudowne zwierzątka, bardzo opanowane i mądre. Nierozłącznie siedziały zawsze koło siebie i śpiewały nam do uszu.

Amazonka żółtolica fot. Tomasz Jankowski

Amazonka żółtolica, czyli pieszczoch nie z tej Ziemi. Jak już usiadła na ramieniu męża, tak zasnęła mu na godzinę i nie przeszkadzały jej dwie ary na sąsiednim ramieniu. W życiu nie sądziłam, że pióra dużych papug są tak sztywne i grube. Czochrając tę papużkę trzeba wcisnąć palce pod pierwszą warstwę piór, by dobrać się do puchu, co sprawia papużce przyjemność.

Żako Kongijskie fot. Dorota Jankowska
fot. Tomasz Jankowski

Żako kongijskie i jego czerwony ogonek koi nerwy jak nikt. Cudowny zwierzak, z oczu bije mądrość większa niż od pięcioletniego dziecka ;) To prawda, te papugi są bardzo opanowane i mądre. Co najważniejsze, w tej wolierze obalono mit mówiący, że Żako jest bardzo trudne w hodowli, a każda najdrobniejsza zmiana w otoczeniu powoduje depresję. Może to jest wyjątek?

Kakadu Białe Mr. White fot. Dorota Jankowska

Kakadu białe czyli Mr. White. Śpioszek, który wyczuwał nadchodzącą burzę, mógłby zostać pogodynką. Cudowny papagaj!

Kakadu różowe fot. Dorota Jankowska

Kakadu różowe, parka siedząca wiecznie razem. To chyba ich czas na zaloty.

Aleksandretta Chińska fot. Tomasz Jankowski

Aleksandretta chińska. Ta, to miała charakter. Jedzonko owszem ale rąk nie tolerowała. I dobrze, jeśli papużka nie ma humoru, to pod żadnym pozorem nie można zmuszać jej do pieszczoch, tym bardziej jeśli jest sporo ludzi i chce mieć spokój, bo nie bawią ją wieczne tulanki.

Lora wielka Samiec fot. Dorota Jankowska

Lora wielka Samica fot. Tomasz Jankowski

Lora wielka. Samica ma zawsze czerwone upierzenie z niebieskimi akcentami a samiec jest zielony. To jedyne papugi, których dymorfizm płciowy widać jak na dłoni. Śliczne i spokojne papużki, również opanowany charakterek, lubiące się wtulać. Ale uwaga, w domu używają swojego dzioba na meblach (jak większość papug z dużymi dziobami, im większy dziób, tym większe szkody).

Alexandretta obrożna fot. Dorota Jankowska

Tego pana poznaliśmy na samym początku, siedział na żerdzi napuszony i patrzył niemrawo na tłum dzieciaków. Maruda nie z tej ziemi, pogoda musiała zrobić swoje. Męża dziabnął lekko gdy papug sprawdzał jego palec. Nakarmiony papug, ożywił się i zaczął ze mną ładnie gwizdać, ale po kilku minutach dzieciaki zobaczywszy, że papużka jest radosna, zbiegły się i chciały ją wziąć na ręce. Papug nie miał ochoty, zabrałam ją i dałam na wyższą żerdź, tam odpoczywała śpiewając. Znalazłam ją potem na gzymsiku, dogadywała każdemu co przechodził obok. Śmieszek! Uwielbiam charakterne, zadziorne zwierzątka.

Nimfa fot. Tomasz Jankowski

Nimfa, ah jak ja kocham te czubate papużki! Mam dwie. Jednego samca mającego około 22 lata i samiczkę 6 lat. Bez nich byłoby pusto. Niestety moje papużki nie są chętne do tulenia, owszem przychodzą na rękę czy głowę gdy mam coś smacznego do zjedzenia, nie boją się mnie i męża. Ten tutaj osobnik (jedna z dwóch nimf) chyba wyczuła, że mam do nich słabość.

fot. Dorota Jankowska

fot. Dorota Jankowska

Wszystkie papużki jakie są w wolierze warto zobaczyć, od malutkich po te ogromne kolorowe skrzydlate. Cudowne miejsce na pochmurne i deszczowe dni. Jeśli nie wiecie co robić w weekend polecam papuziarnię.

Ps. Zdjęcia są chronione prawami autorskimi i nie zgadzam się na kopiowanie i udostępnianie, jeśli chcą państwo wykorzystać któreś z nich, proszę o kontakt :)