Siedziałam z kawą na wygodnej nowej kanapie z
Ikei, ach jak ja kocham ten sklep, za ich prostotę i przystępne
ceny, trzeba tylko planować z głową. Siedziałam, robiąc łyczek
za łyczkiem i myślałam, skrobiąc czerwonym długopisem po
maszynopisie Płatków śniegu. Książka była gotowa, a mąż
robił druga korektę tekstu.
Kolejny łyk kawy i bingo! – krzyknęłam z
uśmiechem na twarzy.
Bo wiecie… gdy zaczyna się robić nudno, szlag
mnie trafia i robię się marudna. Do głowy przyszedł pomysł,
głupkowaty i szalony.
Podeszłam do męża i zapytałam wprost:
– Może zrobimy zwiastun książki?
– Taki filmowy? – zapytał, rozszerzając oczy z
zainteresowaniem.
– A znasz inny? – wywróciłam oczami i
przytaknęłam.
Tak się zaczęła nasza przygoda.
Był upalny lipcowy dzień, a na zeszytowej kartce
padł pierwszy zarys scen. Na papierze wszystko wyglądało banalnie.
Wystarczyło nagrać kilka scenek, posklejać i wrzucić do
Internetu.
Nic bardziej mylnego!
Postanowiliśmy zrobić film sami, bez pomocy
innych, co wiązałoby się z kosztami. Nie mieliśmy funduszy. Nikt
z początkujących nie ma takich pieniędzy na przedsięwzięcie
rodem z wydawnictw.
Mając nie najgorszej jakości lustrzankę z
możliwością nagrywania filmów, stwierdziliśmy, że damy radę.
Cały filmik podzieliliśmy na etapy:
1.
Pokazanie codzienności bohaterki.
2.
Scena horroru.
3.
Las, odgrywający ważną rolę w książce.
4.
Topielec.
5.
Końcówka nawiązująca do całości fabuły.
Już pierwszy etap przysporzył wielu problemów.
Niby łatwa do nagrania scenka:
Dziewczyna schodzi po schodach i wysypują się jej
kartki oraz identyfikator. Banał!
Nagle zderzyliśmy się z brutalnością pogody,
słońce chowa się za chmurami i nagle wychodzi. Człowieka nagle
trafiał szlag, bo z dziesięciu minut zrobiły się dwie godziny
kręcenia. Aparat trzeba ustawiać na nowo i ustabilizować, a jak
stabilnie go ustawić, gdy nie posiada się statywu czy magicznych
trzymaków? Oczywiście wpadliśmy na pomysł, że mąż oprze rękę
na poręczy przy schodach i zrobi z niej wysięgnik, a schodząc w
dół, będzie nią zjeżdżał.
Udało się!
Super, ale jest, ale: Film jest prześwietlony i
całą akcję trzeba powtórzyć.
Wiecie, jestem nieśmiała, bardzo, a po kilkunastu
minutach zebrali się gapie i speszyłam się na amen. Ale jakoś
poszło.
Kolejna scena tego etapu była wykonana na naszym
balkonie w mieszkaniu.
Jest większy niż osiedlowe parapety udające
balkon (miałam taki, gdy mieszkałam z rodzicami) mieści się na
nim stolik i krzesełko. Usiadłam zatem na krzesełku i skrobałam
ołówkiem w pamiętniku. Kilka prób i za dziesiątym razem wyszło.
Kolejnym etapem była scena horroru. Moja ulubiona.
Nasze piwnice są połączone ciągiem korytarza z
piwnicami innych bloków. Korytarz jest długi, mroczny i skrywa
mnóstwo dziwnych mebli, wyrzuconych przez sąsiadów. Genialne
miejsce na film. Ale… jest ciemno, a nasz obiektyw nie da rady
nakręcić w mroku. Kolejny pomysł: czołówka jako lampka, a jej
opcja stroboskopu doda efektu migającej lampy jarzeniowej z popsutym starterem. Wciągnęliśmy się tak
bardzo, że słysząc kroki zbliżające się do korytarza i dźwięk
otwieranych drzwi, zwialiśmy co sił w nogach. Nie mamy pojęcia kto
tam był, może ten, kto zostawił trutki na szczury?
Wiem jedno, że sama nie chodzę do piwnicy po
kolejnym incydencie, jaki mnie spotkał niedawno. Szłam do
samochodu, a wracając, zamurowało mnie. Stanęłam przed drzwiami z
klatki, a światło się zapaliło. Weszłam powoli i przy drzwiach
prowadzących do piwnicy, w szparze między podłoga a drzwiami,
zauważyłam cień. Chciałam chwycić za klamkę, ale zawiesiłam ją
w powietrzu i stałam tam jak kołek. Ktoś tam był, ten ktoś
chwycił za klamkę, jakby chciał ją przytrzymać albo wyjść.
Czekał, ja też czekałam. Światło zgasło, a drzwi stuknęły.
Poruszyłam się, aby czujnik uruchomił lampę. Cień spod drzwi
zniknął. Serce waliło jak młotem, a oczy skupione były na
przeklętej szparze pod drzwiami. Dłonie zwilgotniały. Cholera! – klęłam w
duchu. Ktoś tam był, i to na pewno nie sąsiedzi, bo to starsze
osoby, a o tej godzinie śpią. Jedyne wyjaśnienie to takie, że
korytarz pomiędzy blokami jest otwarty i każdy może przejść do
naszej piwnicy.
Urywek filmu po takich przeżyciach stał się dla
mnie straszny i przerażający, nie chciałam go oglądać.
Etap lasu podzieliliśmy na trzy sceny.
Już
przy pierwszej był kłopot. W Rybniku wyremontowano stary budynek w
piękną szklaną bryłę, idealnie pasującą do mojej książki, w
której zawarłam miejsce pracy Elii. Niestety wędrując przed
gamach z aparatem, pan ochroniarz poinformował nas, że aby kręcić
lub nawet robić zdjęcia na zewnątrz, trzeba zwrócić się z
pisemną prośbą do właścicieli, by dał nam pozwolenie i
przepustki.
Uśmieliśmy się i olaliśmy temat. Na stockach jest
mnóstwo darmowych filmików, które można wykorzystać do swoich
celów. Tak też zrobiliśmy. Żal mi było, chciałam pokazać
trochę miasta w filmie. No cóż, różne wymysły człowiek ma w
głowie.
Kolejna scena była w lesie, scena ogłuszenia i
porwania.
Wiecie… wyszła genialnie jak na nasz marny sprzęt.
Uśmialiśmy się do rozpuku, gdy miałam leżeć nieruchomo na
liściach (jak się potem okazało mrowisku i pająkach) a sprawca w
tym momencie zabiera nieprzytomną ofiarę z ziemi i niesie ją jak
worek ziemniaków. Ciekawe co myślał mijający nas przechodzień... po jego minie można było stwierdzić że, scena wyglądała wiarygodnie. Niestety scena była za długa, dlatego
zastąpiliśmy ją trzecią, nagraną kilometr od mieszkania.
Banał
jakich mało, dłoń dotyka pnia drzewa, a następnie długich
zielonych patyków z listkami. Postać idzie i znika. Super,
zrobione, zapisane.
Końcowy etap zwiastunu to również stock i
mała manipulacja w programie. Nie opiszę więcej, bo zdradzę
fabułę.
Etap topielca, kobiety w sukience.
Tak bardzo pragnęłam mieć ten element w filmiku.
To ważna część książki, a jeśli ją przeczytacie, zrozumiecie,
dlaczego zawarliśmy tę właśnie scenę. Był to najtrudniejszy
kawałek. Z całej fabuł ciężko było wybrać momenty
niezdradzające fabuły, każdy element wiąże się ściśle z
kolejnym, a ukazanie jednego może być spoilerem.
Od początku roku marzyły się nam wakacje w
Chorwacji, to idealne miejsce na filmik. Mając na kalendarzu lipiec,
stałam w martwym punkcie, ponieważ urlop męża zaplanowany był na
wrzesień.
Kocham ten kraj, kocham go za widoki, klimat, ludzi
z uśmiechem na twarzy. Przyjezdnych, z którymi można się bez
problemu dogadać i, mimo że nasz Bałtyk jest piękny, cudowny…
Wybieramy Chorwację, bo jest taniej, cieplej i pogoda pewna. Szukamy
małych miejscowości, by otoczyć się ludźmi z zagranicy, wyjść
troszeczkę do świata i poobserwować, a jednocześnie odpocząć. Małe miejscowości, z dostępem do dosyć szerokich plaż (tym samym mniej zatłoczonych) stały się naszym celem.
Jadąc naszym małym samochodzikiem, (czerwone Ferrari w małej Kii Picanto) układaliśmy plan. Nie mogliśmy
wrzucić aparatu do wody, bo szlag by go trafił. Za to nasza kamerka
do nurkowania z wodoszczelną obudową miała zdziałać cuda.
Plan był prosty:
Wkładam kieckę (sukienkę), wchodzę do wody
(mówię mężowi, że oczywiście wejdę, ale wieczorem, gdy będzie
pusto) i nurkuję.
Na początku miałam skakać ze skały, ale woda
bardzo wypychała mnie na powierzchnię i nic z tego nie wychodziło.
Postawiliśmy na unoszenie się na wodzie, w końcu trupy i
nieprzytomni też się unoszą. Zabierałam się do wejścia pół
godziny, bo jedna z par i rodzinka z dwojgiem dzieci nie chcieli
jakoś się zabrać do domu. Moczyłam stopy w chłodnej wieczornej
wodzie i przeraziła mnie jej temperatura. Fale wzbierały na sile,
rozszerzając moje oczy i wtedy pomyślałam:
– Jak nie zrobię tego teraz, to nie zrobię
wcale.
Wchodziłam do wody stopniowo, powoli
przyzwyczajając swoje opalone słońcem ciało. Woda sięgała pasa,
sukienka zrobiła się ciężka. Fale rozbijały się o skały,
musiałam odpłynąć z mężem dalej, tam, gdzie nie dotykałam już
dna i nie rzucało ciałem na falach.
Zanurkowałam, zmoczyłam włosy
i przybrałam pozycję na trupa. Sprawiło mi to tyle frajdy, że
pozbyłam się wstydu przed ludźmi i nie chciałam wyjść z wody,
ale chłód zrobił swoje i sam wygonił.
Ostatni filmik, odetchnęłam z ulgą. Reszta
pociętych kawałków czekała w domu aż przyjedziemy i sklecimy to
w całość.
Sceny przeplataliśmy cytatami z książki.
Przygoda z filmem cudowna, w pamięci zostało wiele
wspomnień. Jak na ogromną amatorszczyznę wyszło ok. Film znajdziecie pod linkiem:
Lub
Świetny zwiastun.Gratuluję!
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńGenialny pomysł i filmik! Wykonanie, montaż, naprawdę jestem pod wrażeniem. Niesamowicie podoba mi się sposób, w jaki piszesz. Czytając ten post czułam się dosłownie tak, jakbyśmy ze sobą rozmawiały.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Długo zastanawiałam się czy podzielić się moją historią i chyba dobrze, że to zrobiłam ;) Cieszę się, że filmik przypadł do gustu. Uwielbiam gdy z czytelnikiem łączy mnie więź poprzez słowa, a teksty przenoszą wyobraźnię w głąb wykreowanego świata.
UsuńPozdrawiam serdecznie.